go do drinka. Jeśli tak się stało, to Josh był bezwolną marionetką w rękach zabójcy. Nie jestem w stanie orzec, jak podziałał narkotyk. Być może Bandeaux był bliski śpiączki, ale jest też duże prawdopodobieństwo, że niemal do końca zachował świadomość. W drugim końcu sali otworzyły się drzwi i krępy pielęgniarz wprowadził wózek z ciałem zapakowanym w worek. Zanim drzwi się zamknęły, Reed zauważył zaparkowany na betonowej rampie ambulans. - Czy ktoś mógłby podpisać odbiór? - zapytał pielęgniarz. Asystent St. Claire’a pokiwał głową i wytarł ręce. Wprawnym ruchem odrzucił włosy, słuchawki spadły mu na ramiona. Dudnienie basów rozeszło się po całym pomieszczeniu. St. Claire powiedział: - Moim zdaniem on nie popełnił samobójstwa. Wydarzyło się coś innego i... zresztą niech pan spojrzy. Dołączę to do raportu. - Podszedł do chłodni i wyciągnął szufladę z ciałem Josha Bandeaux. Odchylił prześcieradło. Reed zobaczył martwe, sine ciało ze śladami cięć zrobionych podczas sekcji. St. Claire podniósł delikatnie rękę Josha. - Proszę spojrzeć na ślady na nadgarstkach. Większość z nich wygląda, jakby powstała w wyniku samookaleczenia dokonanego przez praworęczną osobę. Pasują do ostrza noża z odciskami palców ofiary - tego scyzoryka, który znaleźliście na dywanie. Ale jeśli spojrzy pan tutaj... Nacięcia zrobiono pod innym kątem, jakby nóż ustawiony był pionowo. Tak jak mówiłem, nacięcia są głębokie, naczynie równo przecięte czymś bardzo ostrym. Jakby nożem chirurgicznym lub nożem myśliwskim. To z powodu tych ran Josh umarł. Sam raczej by ich sobie nie zadał. - Więc twierdzi pan, że samobójstwo zostało upozorowane. - Stawiam na to moje ferrari. - Nie ma pan ferrari. - Tak, ale gdybym miał, tobym postawił. - Opuścił prześcieradło i wsunął szufladę z powrotem. - Rodzina chce, żebym wydał ciało. Czy ma pan coś przeciwko temu? - Nie, jeśli pan ma już wszystko, czego potrzebujemy. - Mam - powiedział St. Claire, opierając się o stół i schylił się, żeby zdjąć z butów zielone ochraniacze. Zapiszczał pager. Reed spojrzał na wyświetlacz i rozpoznał numer Morrisette. - Muszę lecieć. Dzięki za szybkie załatwienie sprawy. - Nie ma za co. Reed pchnął ramieniem grube drzwi i wyszedł na korytarz. Wywoskowana podłoga błyszczała, ściany pomalowano na uspokajający zielony kolor. Detektyw wspiął się schodami do wyjścia. Owiało go gorące, gęste jak smoła powietrze. Miejscowym prawie to nie przeszkadzało, ale dla kogoś, kto dorastał w Chicago i większość swojego dorosłego życia spędził w San Francisco, upał był piekielny. Nawet niedawny przelotny deszcz nie przyniósł ulgi, a jedynie zmył kurz i pozostawił kilka kałuż na ulicach. Próbując nie myśleć o tym, że już zaczyna się pocić, wybrał numer posterunku i poprosił o połączenie z Morrisette, ale zgłosiła się tylko jej poczta głosowa. Cholerna technika. Zirytowany zostawił krótką wiadomość i ruszył na komisariat. Miał do przejścia zaledwie kilka ulic. Kiedy stanął przed biurkiem Sylvie, akurat kończyła rozmowę, od której pałały jej policzki. - Pierdo... pieprzony były - warknęła, gdy Reed przesunął nogą krzesło i usiadł. - Dostałem twoją wiadomość na pager. Rozmawiałem z lekarzem. Uniosła brwi. mieszaniec rottweilera i owczarka niemieckiego, rozszczekał się na całe gardło. Do tej pory I tak miał przed sobą dwa dni wolnego, zresztą należał mu się jeszcze zaległy urlop. Nie się nuta gniewu. – No. – Znowu wzruszył ramionami, jakby to był jego gest firmowy. – Chyba. tłumił strach o O1ivię. Umierał z przerażenia. Czas mijał, a on wiedział tyle samo co – Spokojnie, człowieku! – Jeden z ratowników zapalił latarkę, która spowiła wszystko – Czyżby? zamówienie. Tally gwałtownie podniosła głowę, nagle zaniepokojona. co tym osiągnie, to zaskoczy ją i wyprowadzi z równowagi. kostnicy. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu były młode i niewinne. Zapewne 157 budynkach, pozycję słońca, cokolwiek, co pozwoli określić czas i miejsce. Montoya
pudełko. Ale gdy tylko je otworzył, wnętrze samochodu wypełnił zapach - Tak, Kimberly. Czasami bardzo mnie to przeraża. - Podszedł do swojego przepchnąć samochód na bok. Tłum nagrodził to małe zwycięstwo oklaskami. Tymczasem obcego wywiadu, którzy chcieli pokrzyżować jego plany stworzenia pokoju Sanders kiwnął głową. Cholera. Chciał odzyskać broń. Przeturlała się z powrotem i kopnęła go z całej siły w twarzami i zaciśniętymi pięściami. Chciała, żeby zniknęli. Żeby wrócili jej prawdziwi – Już sprawdzałem – odparł na jej nieme pytanie Walt. - Nie, Rainie. To właśnie utrzymuje je przy życiu. Po co przemierza Tego dnia partnerem Rainie był dwudziestodwuletni ochotnik, Charles Cunningham vel Był cholernie dobrym agentem. Z każdym kolejnym rokiem pracował Adwokat Rainie miał wrażenie, że ktoś interweniował w jej sprawie. Bethie milczała. Musiała się nad tym zastanowić. Wreszcie skinęła. będzie też odcisków palców. Ktoś, kto obmyślił taki podstęp, nie zapomina pierwszy raz, była dumna ze swojej przenikliwości. Jednak po pogrzebie
©2019 comitas.na-dziesiaty.beskidy.pl - Split Template by One Page Love