Dziewczyna kiwnęła głową i przełknęła ślinę. Trochę czasu zajęło jej naświetlenie pełnego obrazu sytuacji, ale i tak pani Stoneham ledwie mogła w to uwierzyć. ale obydwoje spali. Gdy weszła do pokoju Lizzie, zastała - Milordzie - zaczął Thorhill. - Może pan uważać to za poufałość, ale... służę pańskiej szacownej rodzinie już od wielu lat, tak samo lojalnie jak mój ojciec... - Dobrze - powiedział i przywarł ustami do jej ust. - Aha, jeszcze jedna rzecz - przypomniał sobie Scott. - podnosząc po drodze koszulę, krawat, spodnie. Gdy wziął do - To proste. - Uniósł dłonie. - Ponieważ St. Charles to prawdziwa perła. Doskonale pasuje do innych moich hoteli. Poza tym wierzę, że ta dzielnica Nowego Orleanu będzie się zmieniać, odżyje. Myślę też, że międzynarodowa klientela będzie wolała piękny stary hotel niż standardowy Holiday Inn czy Sheratona. - Splótł razem palce obu dłoni. - Moim zdaniem St. Charles potrzebuje tylko umiejętnej reklamy, i w Stanach, i za granicą. Mam dobre kontakty z europejskimi biurami podróży. Nie minie pół roku, a będziemy mieli dziewięćdziesięcioprocentową frekwencję. właśnie Daniel Firth. Chad potrzebował wtedy jego pomocy. - Mówi się, że kobiety zapominają o bólu, gdy tylko urodzi sam długo nie chciałem uwierzyć. I to sprowadza nas do trzeciej przecieŜ dojeŜdŜać. zdążyły ją upokorzyć. Zerknęła nieśmiało w stronę Scotta tylko W końcu uspokoiła się. Uniosła nieśmiało głowę. odgadnąć tylko jednego hasła!
- Pamiętam. Chodzi mi o to, jaka ona jest. - Może nim być w Australii. Jak dorośnie, sam zdecy¬duje, czy ma ochotę zostać władcą. Na razie ja się nim zajmę. Ty i zatrudnieni przez ciebie ludzie w ogóle się do tego nie nadajecie. - Cieszysz się z tego, prawda? Wreszcie masz swoją upragnioną zemstę. - Nie chciałam się na tobie mścić, Huff. - Niosłaś transparent przeciwko własnemu ojcu. Jeżeli to nie jest zemsta, to jak to nazwiesz? - Przede wszystkim nie nazwałabym cię ojcem. - Rozłączyła się, zanim odpowiedział. - Halo? Chris uśmiechnął się do słuchawki. - Przynajmniej zmusiłem cię do rozmowy ze mną - powiedział do Lili Robson. - Cześć, Chris - odparła chłodno, jak wtedy, gdy odjeżdżała z ich idyllicznego pikniku. - Tęskniłaś za mną? - Wahała się z odpowiedzią zbyt długo, żeby powiedzieć nie. - Tak myślałem. Wyczerpały ci się baterie w wibratorze? Może wpadniesz do mnie i razem je sprawdzimy, co? - Nie chcę cię widzieć, dopóki nie załatwisz sprawy ze śmiercią twojego brata, zrozumiałeś? Nie mieszaj mnie do tego. Mówię poważnie, Chris. Jeżeli powiesz mojemu wujkowi, że tamtego popołudnia byłeś ze mną... - George zostanie zwolniony z pracy. Usłyszał, jak gwałtownie nabiera powietrza w płuca i głośno przełyka ślinę. - Słucham? - Inspektorzy z OSHA szukają odpowiedzialnych. Dyrektor do spraw BHP jest zazwyczaj pierwszą osobą, która przychodzi w takim przypadku do głowy, nie sądzisz? Gdyby George dobrze wykonywał swoją robotę, wiedziałby, że ten podajnik wymagał naprawy. Zamknąłby go i nie pozwolił uruchomić do czasu naprawy i przeglądu wykonanego przez wykwalifikowanego technika. Billy Paulik nie straciłby wtedy ramienia, my nie mielibyśmy ludzi Nielsona pikietujących przed fabryką, a odlewnia nadal pracowałaby pełną parą. - Nie możesz obwiniać George'a! - krzyknęła. - Nigdy nie chciałeś, żeby wyłączył tę maszynę. Mój mąż robi tylko to, czego chcecie ty i Huff. - W takim razie sugerujesz, że jest zbędny. Nie będziemy za nim tęsknić, gdy zostanie zwolniony. - Chris, proszę. Słysząc drżenie w jej głosie, uśmiechnął się i pogratulował sobie w duchu pomysłu, żeby zastosować tę taktykę. - Zwolnienie George'a jest ostatecznością, Lila. Przede wszystkim pomyślałbym o wsparciu go, gdy inspektorzy się do niego dobiorą. Chcę, żeby został na swoim stanowisku, a ty możesz mu to zagwarantować. - Jak? - W poniedziałek rano udasz się do biura szeryfa i powiesz swojemu wujkowi Rudemu, że w niedzielę po południu, gdy zginął Danny, ja byłem z tobą. Będzie to podwójnie dobry uczynek, Lila. Po pierwsze, spełnisz swój obowiązek jako uczciwej obywatelki, mówiąc prawdę przedstawicielowi prawa i uwalniając niewinnego człowieka od dalszych prześladowań. Po drugie, ocalisz męża przed utratą pracy. Widzisz, myślałem sobie o tym nowym adwokacie, którego wynająłem, i o tym, jak drogo będzie kosztować uniknięcie oskarżenia mnie o zbrodnie. Spytałem sam siebie, dlaczego muszę marnować czas i pieniądze, kiedy mogę szybko zakończyć całe to zamieszanie. Powinienem tylko przedstawić alibi - przerwał na chwilę. - Nie spytam, czy to zrobisz, bo wiem, że tak się stanie. A tak przy okazji: dopóki się tobą nie znudzę, masz być gotowa na każde moje zawołanie, wyglądać ślicznie i marzyć tylko o tym, by pójść ze mną do łóżka. Zrozumiałaś? - spytał, naśladując jej wcześniejszy ton. - To ja zakończę ten romans, nie nawijano potem na bęben, a następnie zwalniano blokadę bębna i łańcuch pod wpływem obciążenia oraz własnego Chwilowo nie miał szans utargować nic więcej, więc przystał na propozycję. - Oczywiście, że pozwoli. - O, przepraszam - zaperzył się Mark. - Akurat ja nigdy nie chciałem... czuć się taką, jaką mnie widzisz czy chciałbyś widzieć. To właśnie jest dla mnie ważne. - Ach, no tak. Czterdzieści osiem godzin później wciąż jesteś o to na mnie zła - zaśmiał się. - Naprawdę nie mogę cię winić. Powinnaś zobaczyć wyraz swojej twarzy. - Jestem pewna, że mieliście z Beckiem niezły ubaw. Chris spoczął na niewygodnym fotelu i gestem wskazał na łóżko. - Czy możesz usiąść i przez chwilę zachowywać się jak cywilizowany człowiek? Zawahała się, ale podeszła do łóżka i przycupnęła na jego brzegu. - Czekałem na ciebie ponad godzinę. Gdzie byłaś? W Destiny nie ma zbyt wielu nocnych rozrywek, a sposób, w jaki jesteś ubrana... - Czego chcesz, Chris? - Nie mogę po prostu pragnąć rozmowy? - westchnął. - Nie pozwolisz mi być miłym facetem? - Nie jesteś miłym facetem. Nigdy nie byłeś. - Wiesz, na czym polega twój problem, Sayre? Nie potrafisz sobie odpuścić. Nie wiedziałabyś, co ze sobą zrobić, gdybyś nie miała jakiegoś problemu w życiu, co? - Przyszedłeś z winem, żeby mi to powiedzieć? Uśmiechnął się do niej promiennie i ciągnął dalej: - Zawsze jesteś niezadowolona, jeśli nie masz na co narzekać. Myślałem, że kiedyś wyrośniesz z tej chronicznej frustracji, ale nie. Teraz masz mi za złe coś, co zrobiłem, kiedy byliśmy dziećmi. Bracia tacy są, Sayre. Dręczenie i drażnienie sióstr należy niejako do ich obowiązków. - Danny tego nie robił. - I dlatego byłaś na niego wściekła. Jego pasywność wywofywała w tobie złość. Danny urodził się z charakterem człowieka uległego, ale ty nie chciałaś tego zaakceptować. Nie potrafiłaś przyjąć do wiadomości, że nie będzie się bronił, ponieważ prawdopodobnie nie potrafi. Nie zaoponowała, ponieważ mówił prawdę. - Wciąż jesteś wściekła na Huffa z powodu Clarka Daly'ego. Sayre spojrzała w kubek z winem, mając nadzieje, iż Chris nie dostrzeże jej zaniepokojenia na wzmiankę o Clarku. Ufała, że niespodziewana wizyta Chrisa tylko przypadkowo nastąpiła kilka minut po jej potajemnym spotkaniu z Dalym. - Nie powinnaś mieć za złe Huffowi, że przerwał wasz romans - ciągnął Chris. - Raczej powinnaś podziękować. Ale to już przeszłość. - Sięgnął po butelkę i nalał sobie kolejną porcję wina. - Teraz wymyśliłaś sobie powód do skarg z okazji śmierci Danny'ego i o tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać. Zdaje się, że zabawiasz się w detektywa i próbujesz rozwikłać sprawę rzekomego zabójstwa. - A ty przyszedłeś tu dziś, by mi zagrozić, że jeśli się nie wycofam, stanie się coś złego, tak? - Nic z tych rzeczy - odparł spokojnie. - Podziwiam twoje pragnienie dotarcia do prawdy i w pełni cię w tym popieram. Mam jedynie problem z kierunkiem, jaki przyjęłaś. Postawię sprawę jasno. Myślę, że w ten sposób zaoszczędzę ci wiele czasu i kłopotu. Mój proces, który odbył się trzy lata temu, nie ma nic wspólnego ze sprawą Danny'ego. Twoje zainteresowanie wynikiem rozprawy jest głupie i spóźnione o trzy lata. Mogłaś wrócić do domu, kiedy wszystko rozgrywało się na bieżąco. Dopilnowałbym wtedy, żebyś w sądzie dostała miejsce w pierwszym rzędzie. Ale teraz jest już po wszystkim - zakończył, akcentując ostatni wyraz. - Zabiłeś go, prawda? Tak jak Huff zabił Sonniego Hallsera. - Nie i nie. - Czy ktoś jeszcze oprócz mnie wie o tym, że widziałeś, jak Huff to robi? Spojrzał na nią uważniej. - O czym ty mówisz? - Tamtej nocy wymknąłeś się z domu, Chris. Przyłapałam cię wtedy, pamiętasz? Zagroziłeś mi, - Nie wygląda mi na kogoś, kto boi się stawić czoło. Po tym, jak otrzymałem faks, zadzwoniłem kilka razy do jego biura w Nowym Orleanie. Powiedziano mi, że wyjechał. Zostawiłem wiadomość i prośbę, żeby oddzwonił. Do tej pory tego nie uczynił. - Widzisz? - Huff uśmiechnął się szeroko. - To właśnie miałem na myśli. Unika nas, a to mi pachnie tchórzem. Blefuje. - Chcesz, żebym nadal próbował się z nim skontaktować? - Daj mu się we znaki. Zobaczmy, jak mu się spodoba, że co rusz dostaje szturchańce w bok. Zacznij mu się naprzykrzać. - To dobry pomysł, Huff. - Nie odpuszczaj, dopóki nie zgodzi się na spotkanie twarzą w twarz. To jedyny sposób, by go rozszyfrować. Te faksy i listy FedExu to jakieś gówno. Jestem już zmęczony tym przerzucaniem się groźbami. - Zajmę się tym jutro z samego rana. - A tymczasem chciałbym, żebyś porozmawiał z naszymi najbardziej lojalnymi ludźmi, na przykład z Fredem Decluette'em. Z tymi, na których możemy liczyć. Trzeba się dowiedzieć, kim są podżegacze wśród naszych robotników. - Rozmawiałem z Fredem dziś po południu. Wraz z kilkoma innymi kolegami będą mieć oczy i uszy otwarte i doniosą nam, kim są ci wichrzyciele. Huff puścił do niego oko. - Powinienem wiedzieć, że od razu się tym zajmiesz. - Jeszcze jeden drink? Beck wstał i ujął szklankę Huffa. W bibliotece nalał kolejną porcję burbona sobie i jemu, po czym wrócił do oranżerii. - A teraz porozmawiajmy o czymś innym - odezwał się Huff, odbierając drinka z jego rąk. Beck spojrzał na niego ponuro. - Obawiam się, że jest coś jeszcze. Przed kilkoma chwilami zadzwonił do mnie Rudy Harper i... - To może poczekać. Porozmawiajmy o Sayre. - O co chodzi? - Może byś się z nią ożenił? Beck zatrzymał się tuż nad ratanowym siedziskiem i spojrzał na Huffa, który jak gdyby nigdy nic sączył drinka, Roześmiał się, widząc zaskoczenie na twarzy towarzysza. Beck otrząsnął się szybko i usiadł na krześle. - To chyba te leki zaburzają twoje myślenie. Co przepisał ci doktor Caroe i czy powinieneś to łączyć z alkoholem? - Nie jestem ani naćpany, ani pijany. Posłuchaj mnie. Beck udał, że się rozluźnia. Oparł się o poduszkę. - Lepiej, żeby to była dobra historia. Zamieniam się w słuch, Huff. - Nie bądź takim mądralą. Mówię poważnie. - Masz urojenia. - Podoba ci się? W odpowiedzi Beck jedynie spojrzał się na Huffa beznamiętnie. - Tak myślałem - powiedział Huff, śmiejąc się serdecznie. - Widziałem was oboje przy rozlewisku, po stypie. Nawet z tej odległości wyczułem żar między wami. - Żar? Masz rację. Sayre bardzo żarliwie tłumaczyła mi, jak podłą jestem kreaturą, - Wyśmiewając matrymonialne mrzonki Huffa, Beck zastanawiał się jednocześnie, czy stary rozmawiał z Chrisem i czy ten opowiedział mu o scenie w kuchni domu Becka, jaką przerwał - Nie, z pani ojczymem. Dlaczego? chciały się początkowo zgodzić, bo twierdziły, że właśnie przelatywały nad oceanem piasku. Mały Książę umówił Ponieważ zbliżał się wieczór i robiło się chłodniej, Mały Książę, pocałowawszy Różę na dobranoc, starannie potem sprowadzi go na ich planetę.
©2019 comitas.na-dziesiaty.beskidy.pl - Split Template by One Page Love