Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/comitas.na-dziesiaty.beskidy.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
dodatku strasznie bolała ją głowa. Na zewnątrz było ponad

dodatku strasznie bolała ją głowa. Na zewnątrz było ponad

381
cholery, to się stało?
zezwolić na istnienie takiej możliwości niczym kuszącej nagrody na
z hiszpańskim akcentem nie podał jej żadnej godziny: wyprawa mogła

an43
an43
mówiłam już pani Winborn. Zrozumie pan, kiedy rzuci okiem na te
Outer Banks o tej porze roku musiało być miejscem prawie
- Nic ci się nie stanie. - Cassidy wsunęła mu uzdę na głowę. Czuła drżenie jego napiętych mięśni, gdy zapinała uprząż. - Zrobimy sobie tylko małą przejażdżkę. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Jęknęła. Serce w niej zamarło. Odwróciła się i krzyknęła. Rozpoznała Briga McKenziego. Nowego pracownika ojca. Była zawiedziona. Słyszała o nim niesamowite historie i podziwiała jego buntowniczą naturę. Nawet przez chwilę nie przypuszczała, że i on w końcu stanie się własnością Buchanana, jak wszyscy w mieście. Był wysoki, barczysty, śniady. Jego nos nie raz musiał być złamany. Patrzył na nią, jakby zrobiła coś złego. - Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz? - Usiłowała uwolnić ramię, ale jej się nie udało. - Właśnie chciałem cię zapytać o to samo. - Patrzył na nią błękitnymi, pełnymi wściekłości oczami. Jego wąskie usta, sprawiające wrażenie okrutnych, zacięły się. W jednej chwili zrozumiała, dlaczego tyle dziewcząt w mieście uważa go za niebezpiecznie pociągającego. - Przyszłam po mojego konia, chciałam się przejechać. - Nie ma mowy. - Myślisz, że mnie powstrzymasz? - Była onieśmielona tym, że ją dotykał i wściekła, że chce jej dyktować, co ma robić. Była zmieszana jego obecnością, ale nie miała zamiaru dać tego po sobie poznać. - To moja praca. - Pracujesz z Remmingtonem? Od kiedy? - Od wczoraj - szorstko wyszeptał jej w twarz, łaskocząc ją o wiele za ciepłym oddechem. - Twój ojciec zatrudnił mnie i mam go ujeździć. - Mój ojciec zatrudnił cię, żebyś pracował w polu. - I ze źrebakiem. - Nie potrzebuję pomocy. - Słyszałem co innego. - Więc źle słyszałeś. - Szarpnęła się i wykrzywiła, bo ból przeszył jej bark. - To mój koń i będę z nim robić, co mi się podoba. Prychnął szyderczo. - Z tego, co wiem, to ten koń robi z tobą to, co mu się podoba. - Zejdź mi z drogi - rozkazała. Roześmiał się nisko, zmysłowo, bez emocji, ale nie ruszył się. Poczuła zakłopotanie. Stał między nią a zwierzęciem i wyglądał jak najprawdziwszy na świecie kowboj, zawzięty, gotów dopiąć swego. Trzymał głowę wysoko i mrużył oczy z determinacją. Pachniał potem, końmi i skórą. Czuła od niego mdły zapach dymu. Serce zaczęło bić jej mocniej. Brig spojrzał na jej szyję, w której burzliwie pulsowała krew. Nie wiedzieć czemu, miała wrażenie, że stajnie odpływają w dal, a w całym wszechświecie istnieje tylko ona i on. Wiedziała, że jej pierś unosi się i opada o wiele za szybko. Żałowała, że jest tak cholernie gorąco. Tak gorąco, że koszula lepiła się do pleców. - Co tu robisz tak późno? - Pilnuję porządku. - Pewnym ruchem odpiął uzdę, jakby robił to już tysiące razy. Wędzidło zadźwięczało, gdy zdjął ze źrebaka skórzane pasy. Remmington potrząsnął dostojnie łbem. - Więc niedługo sobie pójdziesz? Znowu ten bezduszny śmiech. - Nie licz na to. - Otworzył bramkę i przytrzymał ją, żeby Cassidy mogła wyjść. Nie miała wyboru. - Mogę nawet tutaj nocować. - Odwiesił uprząż na miejsce. - Ale nie będziesz. - To się przekonaj - powiedział wyzywająco. Miała ochotę go sprać. Nie wiedziała tylko, jak to zrobić. Zresztą, jeśli ojciec go zatrudnił, miał pełne prawo przebywać w stajni. Chyba że kłamie... Cholera, nie kłamie. Nie jest głupi. Słyszała wiele opowieści o Brigu McKenziem. Niektóre niesamowite, inne wprost obrzydliwe, ale nikt nie zarzucał mu głupoty. Pewnie, że zrobił kilka głupstw, ale po pijanemu albo przez kobietę. Gdy Cassidy wyobraziła sobie jego bandyckie, grzeszne ciało kochające się z kobietą, jej wnętrzności zareagowały dziwnym drżeniem, żołądek się skurczył, a twarz zalał rumieniec. Od kiedy Rusty Calhoun pocałował ją za stadionem futbolowym, przyciskając plecami do twardej cementowej ściany, Cassidy zbyt wiele myślała o mężczyznach i kobietach i o rzeczach, które robią za zamkniętymi drzwiami. Rusty odważył się nawet rozpiąć jej bluzkę. Niezdarnie wsunął rękę do stanika i próbował ją pieścić, ale mu się wyrwała. Całowanie się nie było takie straszne, chociaż oboje byli niewprawnymi szczeniakami. Posunięcie się do czegoś więcej przerażało ją. Kusiło, ale wzbudzało lęk. Od tamtej pory Rusty dzwonił co wieczór, ale więcej się z nim nie umówiła. Nie była gotowa na taką rozrywkę, jakiej od niej oczekiwał. W dodatku podejrzewała, że Rusty wykorzystuje ją po to, by zbliżyć się do Angie. Wszyscy chłopcy pragnęli Angie. Dlaczego krążą jej po głowie zakazane myśli na temat Briga McKenziego? Przecież jest stary. Prawie tak stary jak jej brat Derrick.
Biedny Rip. Jego życie kompletnie się zawaliło, dwadzieścia lat
skrzywdzić. Większość kobiet załamałaby się po tym, co przydarzyło
nie zabiłby jeszcze raz. Ale z jakichś powodów Milla mu uwierzyła i
dramatycznym aresztowaniem i równie dramatycznym przyznaniem

w wodę jak oszczepy miotane przez wściekłego

wiem, gdzie jest kuchnia. - Zawahała się. - Gdzie
- Tu nie ma wstępu - warknął.
nie mieli właściwie nic do roboty. Pracowali jednak.
George Mendez był praktykującym katolikiem i właśnie z tego
Cindy.
dziwnego, odbiegającego od normy. Wiesz, co znaleźliśmy?
wszystko, na co przyjdzie ci ochota.
prysznic - zakończył. - Miło, Kelsey, że wróciłaś do
- Dlaczego? Co ten mały włóczykij tym razem
- Zrezygnowałam z pracy, Larry. Wysłałam wymówienie
do zobaczenia później. Gareth, miło było cię poznać.
miasto, a on słabo.
leczy wszystko. Z wyjątkiem...
- Jake, nie wiem, czy powinieneś przychodzić do psychologa, bo jeśli
- Wiem - rzekła cicho.

©2019 comitas.na-dziesiaty.beskidy.pl - Split Template by One Page Love